top of page

Czajka, sztorm i pistoleiro

Jakiś czas temu usłyszeliśmy opowieści o pewnym łowisku, na którym jeszcze nigdy nie byliśmy, a które notabene znajduje się zaledwie kilkanaście kilometrów od nas. Mowa o Zalewie Komorowskim. Postanowiliśmy, że w najbliższy wolny termin pojedziemy i sprawdzimy czy są tam te potwory z Loch Ness. Prognozy pogody były obiecujące choć dzień wcześniej silny wiatr łamał drzewa w naszej okolicy.

Nad wodę wyjechaliśmy przed świtem. Tuż po 5 rano byliśmy na miejscu. Nastawialiśmy się bardziej na rekonesans niż na łowienie ryb, dlatego zabraliśmy i wodery i ponton. Do tego na miejscu okazało się, że wiatr wcale nie zelżał i pływanie pontonem pod wiatr stanęło pod znakiem zapytania. Ale nie takie rzeczy nam straszne, więc szybko się uzbroiliśmy i za chwile byliśmy już na wodzie. Co było do przewidzenia, w takich warunkach gdy fale walą po twarzach prawie tak jak przy połowie dorsza w sztormie, a wiatr umożliwia rzuty tylko w jedną stronę, postanowiliśmy, że będzie to test pontonu w ciężkich warunkach a na ryby pojedziemy jutro. Ponton to ukraińska Czajka, 2,5m X 1.1m, ładowności 200kg z dwiema komorami powietrza. Na wyposażeniu dwa plecaki z woderami, torby z przynętami (ja miałem dwie), ławeczki, wiosła, pokrowiec od pontonu, dwie wędki o długości 2.7 m i nas dwóch.

Zaraz po pierwszym dopłynięciu mniej więcej na środek zalewu przyszło pierwsze oświecenie: "następnym razem bierzemy kotwicę"... kilka minut później znów byliśmy w miejscu wodowania... W takich warunkach podjęliśmy taktykę, jeden wiosłuje drugi spininguje i zmiana. I jakoś nawet szło. Gdy dopłynęliśmy do małej wysepki z wysokich trzcin i różnych zalanych wodą krzaków nasza sytuacja się poprawiła. Linkę przywiązywaliśmy do zarośli i spokojnie we dwóch mogliśmy cieszyć się wędkowaniem. Jak na tyle pierdół pod nogami i dwie dorosłe osoby na 2.75 m2 nie było wcale tak źle. Nawet plusem w tej sytuacji okazał się sugerowany przez użytkowników minus, w postaci braku twardej podłogi. Po zdjęciu ławeczki uklękłem na kolanach i w tej pozycji łowiło mi się wygodnie. Tym bardziej, że długie wędki nie ułatwiały nam życia. Guma, z której wykonany jest ponton przeszła pozytywnie testy zderzeniowe z krzakami, gałęziami i innym dziadostwem gdyż po nawietrznej stronie wysepki kilka razy mocno wcisnęło nas w zarośla.

Ryby rzecz jasna nie dopisały, ale za to sobie popływaliśmy. Ogólnie miejsca nie skreślamy, jest tam kilka rejonów które warto odwiedzić przy lepszej pogodzie. Ponton spisał się wzorowo. W nagrodę napewno pojedzie jeszcze z nami na ryby. Przy okazji zrobiłem kilka fotek nowego łowiska, jedno urocze selfi z wody wysłałem żonie, a ta skomentowała je dość brutalnie, mówiąc, że wszystko ładnie ale prawie całe zdjęcie to moja broda i w ogóle wyglądamy jak uchodźcy... No cóż, kto nie jest wędkarzem nie zrozumie. Wróciliśmy do domu gotowi na następny dzień.

Drugiego dnia, aby odbić sobie wczorajsze bezrybie pojechaliśmy nad Zalew Dobromierz. Rano ok 4 pogoda była słaba, po deszczu, zachmurzone niebo i dość zimno ale woda była spokojna. Przez pierwsze 3 godziny nic się nie działo. Takiej lichoty w tym miejscu chyba jeszcze nigdy nie było. Dopiero ok 8, gdy wyszło słońce zaczęły się pierwsze pobicia. Ja nastawiłem się na sandacza ale jak zwykle to bywa nie były chętne do współpracy. Za to jak szalone atakowały małe szczupaki. Ja złapałem jednego ok 40 CM na Real Eel 12 CM... a drugi zaatakował Keitecha ale ugryzł tuż za hakiem i po zacięciu uciekł. Krzysiek na Cannibala złapał 3 podobne i kilka się spięło. Nie było rewelacji ale w porównaniu do poprzedniego dnia to było istne rodeo. Do domu wracaliśmy przed 10, jak zawsze zadowoleni i uśmiechnięci, bo nie ma nic lepszego dla dobrego samopoczucia jak poranek nad wodą, nawet gdy ryb nie ma.


Wyróżnione posty
Ostatnie posty
Archiwum
bottom of page