Morskie potyczki
- Marcin Grzelak
- Aug 13, 2018
- 2 min read
Tegoroczne wakacje spędziliśmy we Władysławowie. Piękny port z dużym falochronem zachęcił mnie aby spróbować swoich sił w wędkarstwie morskim. Nie takim dosłownym oczywiście bo ani nie plynełem na dorsza ani nie łowiłem surfcastingiem. Mimo to zapragnęłem złowić morską rybę. Nie zabrałem ze sobą dużo sprzętu, jedynie dwa teleskopy na grunt i jeden na spining oraz dwa kołowrotki. Pozostałe potrzebne asortymenty kupiłem na miejscu. W okolicy portu są 4 sklepy wędkarskie więc bez problemu zaopatrzyłem się w dzwoneczki, świetliki, oliwki, zestawy flądrowe, śledziowe i inne duperele. Na poczcie zapłaciłem 7 zł za tygodniowy połów i ruszyłem do akcji. Oczywiście najpierw rekonesans. Wracając z wieczornego spaceru odpytałem wszystkich napotkanych wędkarzy co i jak bierze i na co i gdzie itd. Podbudowany widokiem flądr i węgorzy w siatkach następnego wieczoru razem z rodzinką wybrałem się do portu. Ok godziny 18 moczyliśmy już wędki w portowej wodzie. Ja miałem zestaw flądrowy z rosówką i szprotką a Gabryś tradycyjny zestaw gruntowy ze szprotką.





Niestety port przywitał nas silnym wiatrem, na tyle że kilka razy biegłem za wędką. Gabryś szybko zmarzł więc nie było sensu siedzieć dalej. Wróciliśmy do domku a ja wróciłem na stanowisko następnego ranka o 4.



I cóż by rzec. Pogoda taka sama jak wieczorem. Próbowałem łowić z pomiędzy kutrów ale wiele to nie dało. Koło godziny 7 wróciłem do domku.
Następnego dnia pogoda się poprawiła, wiatr zelżał więc podjęłem następna próbę. Tym razem jednak zasięgłem języka u znawców tematu. Napisałem wiadomość do WładekTeam-wędkarstwo morskie i dostałem szybką odpowiedź z jakże cennymi radami. Pomocne też były rady grupowiczów z Wędkarstwo Trójmiasto i okolice. Idąc za radami chciałem wymienić szprotkę na śledzia i tu się okazał problem prawie nie do przejścia. W żadnym sklepie nie było śledzia... poza Biedronką i Lidlem gdzie koreczków i innych rarytasów pod dostatkiem. Z pomocą przyszła Pani Janinka, u której wynajmowaliśmy domek. Podzieliła się ze mną swoim zapasem mrożonego śledzika. Zaopatrzony w nowy towar znów uderzyłem na połów, tym razem pod latarnię na końcu falochronu. Od godziny 23 do 3 jedynie wiatr dzwonił dzwoneczkami na moich szczytówkach. I ponownie wróciłem do domku o kiju.


Zniechęciło mnie bardzo. Przełożyłem jeden kołowrotek na spining i dwa ostatnie dni urlopu rzucałem zestawem śledziowym wchodząc po pierś do morza. Udało mi się złowić dwa okonie ok 20 cm i jednego ok 5 cm...



Niedosyt mam okropny dlatego już planuję następną morską przygodę na maj/czerwiec 2019. Może stanę oko w oko z beloną i wypłynę na dorsza...
Comments