top of page

Wędkarstwo z dzieckiem # wstęp

   Małe stawy-chyba najlepsze miejsce dla początkujących małych wędkarzy. Cisza, spokój, zwykle mało odwiedzających je osób to tylko nieliczne zalety wspólnego spędzania czasu nad wodą. Ta relacja nie będzie zwykła. Prosze traktować to jako wstęp do cyklu "Wędkarstwo z dzieckiem". Dlaczego tylko wstęp? Bo pogoda była fatalna na wyjazd z dzieckiem, żar, duchota i totalne bezrybie... Ale przecież nie chodzi tu o łowienie okazów tylko zainteresowanie swojego dziecka naszą pasją, wspólnie spędzony czas, dobra zabawa.

   Kto nie pamięta swoich początków z wędką w dłoni. Pierwszy raz gdy nabijaliśmy robaka na haczyk pod okiem naszych ojców lub dziadków. Tak. To były piękne czasy. Piękne wspomnienia, które teraz wracają gdy widzimy tą radość w oczach naszych dzieci wyciągających z wody swoją pierwszą rybkę. A najlepsze jest to, że wcale wiele do tego nie potrzeba. Troche wolnego czasu i podstawowy sprzęt dostępny za niewielkie pieniądze.

   W zależności od wieku, dziecku należy dobrać odpowiednią wędkę. Ja dla mojego 5-letniego synka Gabrysia kupiłem bacik 3m od Jaxona. Lekki, odpowiednio długi i wystarczający. Do tego kawałek żyłki z mojego kołowrotka, spławik zakładany na stałe o wyporności 2g, kilka śrucin i haczyk na przyponie. I już zabawa gotowa. Oczywiście jeszcze jakieś robaczki i zanęta ale to napewno gdzieś się znajdzie. Zawsze można urozmaicić czas i dzień wcześniej zrobić własną zanętę z naszym małym wędkarzem. 

   Ale nie wszystko jest tak piękne jak by się chciało. Dojeżdżamy na łowisko, rozkładamy sprzęt i zaczynamy łowić i po 10 minutach bez brania nasza pociecha zaczyna się nudzić. I zaczynają się pytania "a kiedy będzie rybka? A dlaczego nie biorą? Tata a zmień robaka. A czemu mi nie wychodzi..." i tu zaczyna się foch i totalny rozgardiasz. Szczerze powiem, że jeszcze nie do końca sobie z tym radzę :) zwykle gdy jadę na ryby ze swoim dzieckiem zabieram tylko jedną wędkę. Od razu odpada jeden sporny aspekt, bo przecież nie może tak być, że my rzucamy dalej niż nasze dziecko, albo że akurat nam ryba wchodzi na haczyk a jemu nie. Trzeba jakoś próbować, dziecko musi nauczyć się cierpliwości od nas, więc nie ma co się denerwować, pakować i wracać do domu z awanturą. W końcu my też kiedyś tacy byliśmy.

   Wracając do wczorajszego wypadu. Mały, płytki stawik z mulistym dnem. Przeważa drobnica płoci i karasi choć PZW co pół roku wrzuca karpia i amura z marnym skutkiem. Żadna duża ryba nie utrzyma się w tak małym zbiorniku przy dużej okupacji po zarybieniu. I tak wydaje się to bez sensu, bo zamiast iść torem myślowym "a niech mają dziadki karpia to se połowią", możnaby wykorzystać walory łowiska i zarybić go linem i naszym karasiem złocistym.  Na wypad przygotowaliśmy zanętę czarną GrandPrix od Trapera, w zasadzie to połówki opakowań z zeszłego sezonu. Szczelnie zamknięte dobrze się zachowały. Do tego trochę gotowej zanęty do metody oraz pellet do metody o zapachu halibuta. Wszystko z zeszłego sezonu, tyle, że pellet i gotowiec nie były wcześniej otwierane. Na haczyk mieliśmy białaski grubaski oraz pinkę. Przez ok 4 godziny za wiele się nie działo, nie tylko u nas ale i u innych obecnych na łowisku. Nasz wynik to dwie płocie oraz okonek, który nawet został uwieczniony na zdjęciu.

   Grunt to się nie poddawać i już planujemy następny wyjazd. W międzyczasie pochłaniamy wszystkie filmy wędkarskie z youtube. Mocno to działa na dzieci, mój synek przez takie filmy zafascynował się sumami i już pyta kiedy go zabiorę na suma, albo kiedy nakręcimy nasz własny film. Z tym pierwszym musi jeszcze poczekać ale własne wideo być może zostanie zrealizowane gdy tylko ogarniemy jakiś przyzwoity sprzęt :-) 


Wyróżnione posty
Ostatnie posty
Archiwum
bottom of page