top of page

Brodaty na rybach #2- Kleniowo- okoniowa rzeczka

Chodząc na wieczorne spacery z rodzinką do portu w Mrzeżynie, widziałem wędkarzy dzielnie obławiających ujście Redy do Bałtyku. Jedni spiningowali, drudzy siedzieli ze spławiczkami. Aż mi wnętrzności wywracało, że ja nie moge posiedzieć z nimi. Cały urlop bez wędki... Moje emocje trochę opadły po rozmowie z kilkoma wędkarzami, którzy jednogłośnie stwierdzili, że nie ma czego żałować. Totalny brak ryby. Same małe okonie, jazgarze, czasami z gruntu jakiś mały leszczyk i to wszystko. Mimo to patrzyłem tęsknym wzrokiem na brzegi Redy, porośnięte trzcinami. Nie ma opcji, wracam i w pierwszy dzień jade na ryby!

I tak zrobiłem. Z urlopu wróciliśmy w sobotę a w niedzielę o 5 rano budzik zerwał mnie na nogi. Bez większych przygotowań i nawet bez planu gdzie i na co jade, ubrałem się, wsiadłem w auto i wyruszyłem. Decyzja o miejscu zapadła po drodze. Tym razem wybrałem małą rzeczkę. Miejsce trudno dostępne. Często trzeba się przedzierać przez krzaki ponad głowę. Ale warto. I tego dnia też było elegancko. Główny nurt rzeki w tym miejscu rozdziela się na kilka mniejszych cieków, tworząc rozlewiska i małe kanały (efekt powodzi z 97r.). Głębokość od pół metra do nawet półtora, przy około 1-2 m szerokości poszczególnych "strumyków". Aż dziw, że w takich miejscach jest ryba i to w znacznych ilościach, od okonia po szczupaka.

Gdy już się przedarłem przez puszczę pokrzyw i innego zielska, wybrałem pierwsze miejsce na obławianie. Na koniec zestawu założyłem czarnego MAD WAG od Keitech i tradycyjnie przypon z fluoocarbonu od Dragona (są naprawde mega). Pierwszy rzut i już branie. Kilka takich zdecydowanych puknięć i guma straciła ogonek. W pierwszej chwili tego nie zauważyłem i rzucałem dalej robakiem bez ogonka. Dopiero jak na haczyku zameldował się pierwszy 10 cm kleń zobaczyłem co jest grane. I powiem szczerze, ta guma robi swoje nawet bez ogona. Kilka następnych rzutów i podobne efekty, klenie po 10 cm i podobne okonie.

Łobuzy narobiły szumu w wodzie i po kilku rybkach zrobiło się cicho. Zmieniłem przynętę na małego woblera, przeszedłem 5 metrów dalej, rzut i okoń ok 20 cm. Fajna zabawa ale przydałoby się zrobić jakąś selekcję. Zdjełem woblera a na jego miejsce założyłem hiszpankę. Zmieniłem też miejsce. Znowu spacer po haszczach z wędką nad głową jak w filmach wojennych z Wietnamu. Wybrałem miejsce gdzie dwa strumienie zlewają się w jeden, tworząc taki mały kocioł. Wrzuciłem tam blaszkę i po kilku obrotach kołowrotka mocne uderzenie. Jaxon ugina się w parabolę a w wodzie aż się gotuje. Patrze jak plecionka przecina wodę raz w jedną stronę, raz w drugą, do tego silny nurt wody. Trochę to trwało zanim zapanowałem nad rybą i odciągnąłem ją od wszelkich zarośli, w które chciała się schować. Wziąłem podbierak a w nim pojawił się kleń, ok 30 cm, może troszkę więcej. Dodam, że klenie tego dnia to moje pierwsze w życiu :) Byłem tak podjarany, że zrobiłem szybkie zdjęcie, rybka do wody i rzut metr- dwa dalej. I ta sama sytuacja. Kleń, tylko troszkę mniejszy. W tym miejscu już więcej nic się nie udało złapać.

Przeszedłem cały odcinek, różne takie dołki i przez ok 2,5 godziny złowiłem kilkanaście okoni i prawie tyle samo kleni. Większość to maluchy po ok 10 cm, ale wyciąganie ich z bystrego nurtu to mega zabawa i wcale nie takie łatwe zadanie. Poza tymi dwiema większymi kluchami była jeszcze jedna ponad 20 cm ale wyskoczyła mi z ręki przy wypinaniu, wpadła w zarośla przy brzegu i sama się uwolniła. Dzień oceniam na mega udany i jak zwykle do domu wracałem z rogalem od ucha do ucha!


Wyróżnione posty
Ostatnie posty
Archiwum
bottom of page